Straż Graniczna 1928 - 1939 - Czesław Chludziński

Czesław Chludziński

„Kmicic z Brzeźna Szlacheckiego” – niezwykła historia komendanta

Przysięga Straży Granicznej

„Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu na powierzonem mi stanowisku pożytek Państwa Polskiemu oraz dobro publiczne mieć zawsze przed oczyma, władzy zwierzchniej Państwa Polskiego wierności dochować, obowiązki swe gorliwie i sumiennie w potrzebie z narażeniem życia spełniać, rozkazy i polecenie przełożonych wiernie wykonywać, tajemnicy urzędowej dotrzymać, przepisów prawa strzec pilnie, wszystkich obywateli kraju w równem mając zachowaniu. Tak mi, Panie Boże, dopomóż”.

 

brzeźno szlacheckie

                                            Zdj. Dawna siedziba Komisariatu Brzeźno                                     

Komisariat Brzeźno i jego komendant       

Teren służbowej odpowiedzialności Komisariatu Straży Granicznej Brzeźno obejmował 32,440 km granicy państwowej na Gochach. Komendantem tego komisariatu w latach 1933 – 1939 byłaspirant Straży Granicznej (ppor. rezerwy Wojska Polskiego) Czesław Chludziński. 

sg10                                                                                                                                                

Nim przybył na Gochy                                                                                                                      

Urodził się 22 czerwca 1905 roku we wsi Pniewo (gmina Puchały, powiat Łomża, województwo białostockie). Był synem Aleksandra i Marii z Kozłowskich. Ukończył ośmioklasową średnią szkołę handlową. Służbę wojskową odbywał od 01.04.1927 r. do 20.09.1928 r. w Szkole Podchorążych nr 4 w Tomaszowie Mazowieckim, po ukończeniu której jako kapral podchorąży trafił do 33 pp. z Łomży. Po kilkunastu miesiącach został podporucznikiem rezerwy WP ze starszeństwem 01.01.1931 r. Do Straży Granicznej wstąpił 10.10.1928 r., otrzymał stopień strażnika granicznego (grupa uposażenia XIII „a” ) i przydział do Placówki I Linii Praszka podległej Komisariatowi SG Praszka znajdującemu się w Inspektoracie Straży Granicznej Wieleń (Wielkopolski Inspektorat Okręgowy Straży Granicznej). Przysięgę Straży Granicznej złożył 10.10.1928 r. w Poznaniu. W 1929 r. przyjęty został na szkolenie do Centralnej Szkoły Straży Granicznej w Górze Kalwarii. Okres ten, pozytywny w sensie zdobywania wiedzy, okazał się fatalny w zakresie dyscypliny. Wręcz pojawiły się sugestie, by jako lekkomyślnego, mało obowiązkowego i niezdyscyplinowanego pozbyć się go z szeregów Straży Granicznej. Jednego czego mu nie odmawiano, to inteligencji. Ale ta o mały włos nie zawiodła go na manowce, gdyż wszedł w zależność finansową z miejscowymi Żydami, a potem miał problem z uregulowaniem zobowiązań. Trafił nawet do sądu grodzkiego, gdzie sprawę przegrał. Ostatecznie skończyło się na tym, że nad spłatą jego zobowiązań czuwali przełożeni, sukcesywnie potrącając mu kolejne raty z pensji. Na szczęście jakiś niezidentyfikowany dobry duch miał go w swojej opiece i w ostatniej szkolnej opinii dowódcy kompanii pojawiły się optymistyczne akcenty. To chyba zadecydowało, że pozostał w służbie. Może dobrze się stało, że 01.02.1930 r. skierowany został na Placówkę Żukowo Komisariatu SG Kartuzy (Inspektorat Graniczny Tczew), gdyż kolejna opinia, tym razem komendanta Komisariatu Kartuzy, oprócz inteligencji wskazywała na jego zdolności instruktorskie i możliwości awansowania. 21.07.1930 r. zwrócił się z prośbą o przeniesienie go do CSSG w Górze Kalwarii na stanowisko instruktora. Prośba ta, jak napisano w uzasadnieniu „ze względu na brak etatu”, zastała rozpatrzona negatywnie. Jednak powód najprawdopodobniej był inny, co w przypadku szkolnej przeszłości nie może dziwić. Awans oficerski otrzymał 20.04.1932 r., tego dnia został aspirantem Straży Granicznej. Dwa miesiące później w dniach 12.06. – 23.07-1932 r. odbył ćwiczenia wojskowe. Potem w dniach 10.08. – 07.09.1932 r., na czas urlopu komendanta Komisariatu w Tarnowskich Górach, pełnił jego obowiązki. 24.09.1932 r. rozpoczął szkolenie na II kursie w CSSG w Górze Kalwarii, ukończył go 03.01.1933 r. Trzy miesiące potem 09.04.1933 r. wyróżniony został nagrodą pieniężną. Dnia 14.04.1933 r. został przeniesiony do Pomorskiego Inspektoratu Okręgowego Straży Granicznej. 19.04.1933 r. ożenił się z Heleną Martą Kłoss. W 1934 r. urodził się mu pierwszy syn a rok później drugi. 24.04.1933 r. zameldował się w Inspektoracie Granicznym Chojnice.

                                                                                                                 

siedziba komisariatu brzeźno szlacheckie

Zdj. Przedwojenna siedziba Komisariatu SG Brzeźno

Komendant w Brzeźnie    

Dnia 25.04.1933 r. został p.o. komendanta Komisariatu Brzeźno Szlacheckie. Podlegały mu placówki Straży Granicznej I Linii Łąkie, Brzeźno, Brzozowo, Wierzchocina, i II Linii Brzeźno (zlikwidowany w 1938 r.). Komisariat nie był liczny, służyło w nim około 30 strażników. Dla przykładu, w dniu 31.12.1937 r. było ich 26, z tego w wieku do 30 lat – 1, do 40 lat – 17 a do 50 lat – 8. Wszyscy mieli wykształcenie podstawowe rozszerzone o kursy zawodowe. W dniach 07.07. – 16.09.1933 r. odbył ćwiczenia wojskowe w 73 pp. 11.11.1933 r. wyróżniono go odznaką honorową Straży Granicznej nr 5786. Był kontrowersyjnym komendantem komisariatu, dlatego przez lata nie uzyskał zatwierdzenia na to stanowisko, 03.06.1935 r. ponownie rozkazem wyznaczono go na p.o. komendanta Komisariatu SG Brzeźno. Żyjących skromnie i nierzadko w biedzie mieszkańców Brzeźna raziło zachowanie strażników, bawiących się i korzystających często w mundurach ze swego dobrego statusu finansowego. Miał w tym swój udział także Chludziński, zamiast łagodzić, potrafił pogorszyć atmosferę. Na szczęście byli przełożeni, którzy potrafili ostro zareagować, tak jak w 1935 r., gdy wywołał awanturę z miejscowymi mieszkańcami, naruszając ich godność osobistą, za co surowo go ukarano. 28.09. – 20.10.1936 r. odbył kolejne ćwiczenia wojskowe w 73 pp. Rok później 14.09.1937 r. rozpoczął kurs kierowników komisariatu, który ukończył 19.12.1937 r. Nadszedł rok 1938, był on na granicy przebiegającej przez Gochy dość niespokojny. Duże bezrobocie powodowało, że wzrosło nielegalne przekraczanie granicy w celach zarobkowych. Niestety na granicy nierzadko rozlegały się ostrzegawcze strzały, ale determinacja głodnych ludzi powodowała, że strzały nie odstraszały. Władze pod względem zwalczania bezrobocia nie znalazły skutecznego rozwiązania. Było to dziwne postępowanie, gdyż ościenne Niemcy potrzebowały rąk do pracy, szczególnie do sezonowych prac w polu i nie tylko, stąd były przychylne podejmowaniu przez Polaków pracy na swoim terenie. Strażnicy stosując ostateczne metody, jakim jest strzelanie, nie przysparzali swojej służbie szacunku. Jakby nie patrzyć, te strzały, mimo że kierowane w górę, wymierzone były przeciwko rodakom. Komisariat Brzeźno w tym zakresie nie odbiegał od innych komisariatów. Dla przykładu 20.04.1938 r. o godzinie 18:55 aż siedem strzałów oddali strażnicy z Placówki I Linii Łąkie, zatrzymali wtedy około 34 powracających z Niemiec polskich robotników sezonowych, którzy wracali do kraju, gdyż skończyły się wiosenne prace w polu. Pochodzili oni z miejscowości przygranicznych: Borowego Młyna, Upiłki, Prądzony, Kobylich Gór. Możliwe, że tego dnia zorganizowano większą akcję, gdyż strzały padły też w rejonie Komisariatu Lipienica (Lipnica). O godzinie 12:00 strażnik z Placówki I linii Wojsk strzelił ostrzegawczo do pięciu robotników, z których jednego zatrzymał. Tego dnia na granicy strzelano również o godzinie 16:55 i 17:00, zatrzymując także z użyciem psa blisko 10 osób. Nieszczęśnicy, gros z tego, co zarobili, stracili płacąc różne kary. W dniu 17.06.1938 r. strzelał w górę strażnik z Placówki I Linii Wierzchocina. Równolegle, od kwietnia do maja 1938 r. trwały protesty bezrobotnych żądających paszportów na wyjazd do pracy do Niemiec. 20.04.1938 r. przed urzędem gminy w Lipienicy (Lipnicy) protestowało w tej sprawie aż 300 osób. W połowie maja protesty nasiliły się, a 16.05.1938 r. przed magistratem w Chojnicach przeprowadzono nawet jednodniowy strajk głodowy. Chcąc zapobiec ekscesom, komisariat w Brzeźnie wsparł siedmioma strażnikami Policję Państwową chroniącą w Brzozowie robotników pracujących przy melioracji, których protestujący traktowali jako łamistrajków. Sytuacja na Gochach musiała być poważna, gdyż 25.05.1938 r. teren Lipnicy i Brzeźna odwiedził wojewoda pomorski Władysław Raczkiewicz. Choć komisariat do tej wizyty się przygotował, późniejszy prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nie zatrzymał się w Brzeźnie, jedynie przejechał przez wieś i udał się w kierunku Chojnic. Wizerunku Straży Granicznej w Brzeźnie nie poprawiły jednorazowe akcje charytatywne jak np. ta z maja 1938 r., kiedy zyski z zabawy i przedstawienia amatorskiego przeznaczono na dożywianie biednych dzieci, gdyż często głód ten kojarzony był z pracą strażników. Niestety strażnicy komisariatu wykorzystywani byli także do tak poniżających czynności jak sekwestry (przekazanie osobie trzeciej majątku albo rzeczy spornej pod zarząd) i licytacje za zaległe podatki i długi, co wprowadzało dodatkowe napięcia. Opisane działania Komisariatu Brzeźno wskazywałyby na wysoki stopień służbistości jego komendanta. Tymczasem było odwrotnie. Niestety komisariat nie osiągał wysokich not, podczas kontroli przełożonych, np. we wrześniu 1936 r., komendantowi zarzucano wiele nieprawidłowości. Mankamentem komisariatu był brak dbałości o przestrzeganie tajemnicy. Jednak nie można było asp. Chludzińskiemu odmówić tego, że miał własne zdanie i mimo zagrożeń restrykcjami wynikającymi z regulaminów, potrafił je wygłosić często wbrew myśli przełożonych. W czerwcu 1938 asp. Chludziński nabył prawo do brązowego Medalu „Za Długoletnia Służbę”. 25 września 1938 w o godzinie 11:15 z inicjatywy wójta Augusta Lew-Kiedrowskiego odbyła się w sali pani Krzywonoszowej w Brzeźnie uroczystość manifestowania polskości Śląska Cieszyńskiego, czyli Zaolzia; przemawiał kierownik szkoły Franciszek Hinz i specjalnie do tego celu oddelegowany ze Śląska strażnik graniczny Franciszek Blacha, który – jak odnotowano – mówił wówczas: „Jesteśmy czujni i gotowi. Czekamy na zew Naczelnego Wodza, aby pod jego rozkazem wymierzyć sobie sprawiedliwość. Czechosłowacja to ślepa kiszka na mapie Europy, musi być zoperowana, ten wrzód masońsko-komunistyczny musi być usunięty. Prosimy Cię, Wodzu, nie daj nam długo czekać. Prowadź nas, jak zawsze, tak i teraz, nie zawiedziesz się na nas. Nasza kochana armia i jej Wódz Naczelny Marszałek Edward Śmigły Rydz niech żyje”. Odśpiewanie hymnu i „Boże, coś Polskę” oraz okrzyki na cześć prezydenta Mościckiego i Rydza-Śmigłego zakończyły tę uroczystość, a Blacha był też na podobnej akademii w Lipnicy, Borzyszkowach i po spełnieniu swojej misji na Kaszubach powrócił na Śląsk. 15 sierpnia 1939 r. w Brzeźnie Szlacheckim zorganizowano obchody Święta Żołnierza. Po mszy świętej, którą odprawił miejscowy ksiądz Ksawery Gabrych, odbyła się defilada wojskowa. Przed stojącymi obok drogi miejscowymi VIP-ami: wójtem gminy Augustem Lew-Kiedrowskim, proboszczem ks. Ksawerym Gabrychem, kierownikiem szkoły Franciszkiem Hinzem, aspirantem SG Afeltowiczem i komendantem miejscowego posterunku PP przodownikiem Leonem Cherek przedefilował składający się z miejscowych rezerwistów zmobilizowany pluton Obrony Narodowej. Na czele tego pododdziału maszerował ppor. Gruszka. Szefem plutonu był plut. rez. Paweł Zmuda-Trzebiatowski z Łąkiego. Nietrudno zauważyć, że wśród przyjmujących defiladę nie było asp. SG Czesława Chludzińskiego. Tak się złożyło, że los wyznaczył mu inne zadanie.

Węgierska Górka – geneza

W 1939 r. po zajęciu. Czechosłowacji przez Niemcy rejony południowej Polski zostały narażone na bezpośrednie uderzenie armii niemieckiej. Utworzenie państwa słowackiego spowodowało, że nieprzyjaciel doliną rzeki Soły z łatwością mógł wejść na polskie tyły. Aby temu zapobiec, zdecydowano się na wybudowanie pasa umocnień (ogólnie planowano wybudować 26 ostróg fortecznych, czyli bunkrów, wykonano 10). Rozpoczęto rozbudowę inżynieryjną wyznaczonego terenu, w tym schronów bojowych; kierował nimi mjr saperów Śliwiński. Prace fortyfikacyjne objęły także rejon Milówki i Węgierskiej Górki. Niestety mimo zaangażowania wojska i miejscowej ludności oraz harcerzy z planowanych 16 schronów bojowych wybudowano tylko 5 (bez kopuł bojowo-obserwacyjnych, których nie założono), nadano im zaczynające się na literę „W" nazwy: „Waligóra”, „Włóczęga”, „Wędrowiec”, „Wąwóz” i „Wyrwidąb”. Do końca sierpnia 1939 r. jako taką zdolność bojową osiągnęły cztery. Nie było w nich łączności, wentylacji, dostępu do wody, oświetlenia elektrycznego ( posługiwano się latarkami i lampami karbidowymi lub naftowymi) i kanalizacji, a żywność dostarczano z zewnątrz. 28 sierpnia 1939 r. z oddziałów Korpusu Obrony Pogranicza oraz Obrony Narodowej sformowano 171 kompanię forteczną. Jej dowódcą został kpt. Tadeusza Semik, liczyła od 70 – 80 żołnierzy (4 oficerów i 14 podoficerów). Organizacyjnie kompania Semika wchodziła w podporządkowanie batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza "Berezwecz" (d-ca mjr Czarkowski, ok. 750 żołnierzy) z 2 pułku piechoty KOP (po mobilizacji przemianowany na 2 pułk strzelców górskich), a ten z kolei podlegał I Brygadzie Górskiej płk. Janusza Gaładyka. Zgodnie z jego rozkazem batalionowi „Berezwecz” z kompanią forteczną przyszło bronić doliny Soły, a tym samym blokować marsz nieprzyjaciela na Żywiec. Dodatkowym wzmocnieniem były wydzielone pododdziały batalionu Obrony Narodowej „Żywiec” ( główne siły były w odwodzie dowódcy 2 pp KOP - 2psg). Wsparcie artyleryjskie zapewnić miał III/ 65 pułku artylerii lekkiej oraz podporządkowana batalionowi 151 bateria artylerii górskiej kapitana Aleksandra Dunin-Żuchowskiego. 30 sierpnia 1939 r. 151 kompania forteczna obsadziła bunkry w Węgierskiej Górce. Jak się okazało, na przygotowanie ich do obrony miała zaledwie trzy dni.

Dowództwo nad poszczególnymi bunkrami objęli: „Waligóra” – por. Leopold Golacz, „Włóczęga” – ppor. Marian Małkowski, „Wędrowiec” – dowódca kompanii kpt. Tadeusz Semik, natomiast „Wąwóz” otrzymał ppor. rez. Czesław Chludziński.

Czy to Czesław, czy Antoni ?

W licznych opracowaniach na temat Węgierskiej Górki Chludziński występuje także jako Antoni lub Antoni Czesław, pojawiają się także różnice w jego dacie urodzin, tj. w dokumentach SG; jest to dzień 22 czerwca 1905 r. i tu pomyłki nie ma, natomiast inną datą podawaną w opracowaniach jest 09 czerwca 1905 r., są także różnice w stopniach wojskowych – ppor. lub por. Podobnie jest ze zdjęciami. W źródłach są dwa zdjęcia Chludzińskiego: jedno w mundurze ppor. WP, drugie w mundurze oficera SG. Niestety oba zdjęcia przedstawiają różne postacie. Pojawia się pytanie, czy wieloletni komendant Komisariatu SG Brzeźno i dowódca bunkra „Wąwóz” to ta sama osoba? Ponieważ imiona rodziców, stopień SG, miejsce urodzenia są zgodne, a w dokumentach SG widnieje tylko jeden Chludziński – Czesław, to mimo pewnych wątpliwości należy stwierdzić, że jest to ten sam człowiek, czyli Czesław Chludziński. Poznane dokumenty nie podają, jak trafił on na południe Polski, ale to, że tam się znalazł, nie może wywołać zdziwienia, gdyż w Rawie Ruskiej mieściła się Centralna Szkoła Straży Granicznej, a i teren ze względu na ćwiczenia rezerwy odbyte w 73 pp nie był mu znany. Faktem jest, że znalazł się w 2 pułku piechoty KOP, możliwe, że do pułku trafił bezpośrednio lub też jako dowódca plutonu w batalionie ,,Wołożyn", ale najważniejsze jest to, że stał się jednym z czterech dowódców ostróg fortecznych na Węgierskiej Górce, czyli dowódcą schronu bojowego „Wąwóz”.

Schron bojowy „Wawóz”

Wybudowany został w lipcu – sierpniu 1939 r. na wzniesieniu górującym nad drogą Węgierska Górka – Żabnica na wschodnim brzegu Soły. Jego działo 37 mm i jeden ckm były skierowane w kierunku na "Wędrowca", a pozostałe dwa ckm-y na wieś Żabnica.

Oprócz Chludzińskiego załogę „Wąwozu” stanowiło 16 podoficerów i szeregowych (wg innych wersji – 13 ). Udało się ustalić jej (możliwe, że niepełny) wykaz imienny: plut. Józef Sprycha – działonowy armaty ppanc. 37 mm, plut. Władysław Sierakowski, kpr. Izydor Midor, kpr. Edward Pawłowski – obsługa ckm, st. szer. Bronisław Fijak – ładowniczy armaty ppanc, st. szer. Józef Polak – celowniczy armaty ppanc., st. szer. Leon Wąsik – ładowniczy, obsługa działka ppanc.; szer. Franciszek Bednarz – ładowniczy, szer. Czesław Ciosek, szer. Aleksander Cieślak, szer. Tadeusz Furtak, szer. Józef Karczmarczyk celowniczy ckm, szer. Tadeusz Siwek.

Uzbrojenie schronu stanowiły m.in.:
– armata przeciwpancerna 37 mm, Bofors – znajdowała sie od strony zachodniej fortu
– trzy ckm wz.30 kal. 7,92 mm (podaje się także trzy, tj. dwa w strzelnicach, jeden używany na górze schronu )
– rkm wz.28
– broń indywidualna żołnierzy

Był to bunkier „jednokondygnacyjny”, składał się z czterech izb bojowych (armaty ppanc. i 3 ckm), szybu kopuły pancernej oddzielonego od pomieszczenia bojowego ckm wewnętrzną śluzą, korytarza, izby dowódcy, izby załogi, izby łączności i toalety. Część techniczna schronu składała się z pomieszczenia akumulatorni z wyjściem awaryjnym, izby filtra przeciwkurzowego i maszynowni. Pomieszczenia te były bez uzbrojenia technicznego, nie było kopuły pancernej, zamiast niej ułożono na schronie worki z piaskiem; brakowało reflektora. Ponadto posiadał wyjście zapasowe, wyrzutnie rakiet oświetlających, zrzutnie granatów i rury do sygnalizacji optycznej.

W obliczu nieprzyjaciela

1 września, piątek

W dniu 1 września 1939 roku 7 Bawarska Dywizja Piechoty ( d-ca gen. Eugen Ott ) przekroczyła granicę polską w Zwardoniu. Rozpoczęły się walki nadgraniczne. Dla Węgierskiej Górki był to czas na dalsze przygotowanie swoich stanowisk obronnych. Już w godzinach rannych nadleciał nad schron niemiecki samolot rozpoznawczy. W pierwszej chwili obrońcy machali do niego, ale on nie podjął braterskich gestów i zaczął strzelać, odzew był natychmiastowy. Pilot widząc, że jest ostrzeliwany, odleciał. Podczas tego preludium ostrzelano także pracujących junaków. Niektórzy widzieli, że samolot ciągnął za sobą smugę dymu, ale mogły to być spaliny. Niebawem nadleciał drugi zwiadowca i ponownie przywitany został strzałami. Gdy odleciał, kontynuowano prace przygotowawcze. Potem znów kolejny samolot poobserwował i odleciał. Po kilku godzinach nadleciały bombowce, które zaatakowały przeprawy mostowe w okolicach Żywca. W pewnym momencie rozległ się z oddali potężny huk, to polscy saperzy wysadzili most na drodze do Węgierskiej Górki, wiadomo było, że niebawem nadejdą Niemcy. Dowódca schronu, ppor. Chludziński, zezwolił na zwiększenie przydziału amunicji do armaty ppanc. O godzinie 18:00 zameldował się w schronie st. szer. Józef Polak z żywieckiej ON i został przydzielony jako celowniczy tej armaty. Gdy zapadły ciemności, przyjechała przyciągnięta przez konie kuchnia polowa z ciepłą strawą. Nie cieszono się nią długo, wpierw oświetlił ją reflektor, a potem wystrzał z nieprzyjacielskiej armaty skutecznie wypłoszył te służby tyłowe i do końca obrony nie było już ciepłego posiłku. Pozostał jedynie suchy prowiant. Noc upłynęła spokojnie.

2 września sobota

Nadszedł 2 września, po zaciętej walce polska obrona na granicy nie wytrzymała niemieckiego naporu i czołowe oddziały bawarskiej dywizji podeszły pod Węgierską Górkę. Wśród nich był 19 bawarski pułk piechoty, który przejął tradycje 16 pułku piechoty rez. Lista, pułku, w którym w latach Wielkiej Wojny jako ochotnik służył Adolf Hitler. Zwiastunem nadciągania wrogich wojsk były wycofujące się znad granicy w kierunku Żywca polskie oddziały. Około godziny 14:00 nieprzyjaciel rozpoczął nawałę artyleryjską, która trwała dwie godziny. Po niej ruszyło natarcie. Schron nieustannie ostrzeliwał się. Niemcy zastopowali i przystąpili do okopywania swoich pozycji. Odezwała się także polska artyleria polowa, kładąc z Cięcina ogień na przedpola fortów. Jednak nieprzyjaciel nie wstrzymał naporu, natarcie posuwało się powoli i do godzin wieczornych dotarło do polskich zasieków w niektórych miejscach przedostano się na tyły obrońców. Znajdujące się około 50 m od „Wąwozu” stanowisko obserwacyjne polskiej artylerii opustoszało, obserwator wycofał się. Polska bateria ucichła. Niemal równolegle z pozycji zajmowanych przez batalion „Berezwerz” zaczęły schodzić pododdziały batalionu. Załogi bunkrów nie wiedziały (bo nie było łączności), że dowódca 1 Brygady Górskiej około godziny 19:00 rozkazał opuścić stanowiska i udać się do Oczkowa. Jak się okazało, rozkaz ten wykonał schron "Waligóra" por. Leopolda Golacza, w którym wyczerpała się amunicja i odstąpił również (co zauważono w „Wawozie”) batalion "Berezwecz". Natomiast do innych schronów rozkaz ten nie dotarł. Ich załogi oraz małe punkty oporu strzelców, pozbawione osłony, trwały na stanowiskach. Niemcy postanowili eliminować je pojedynczo za pomocą grup szturmowych. Nieprzyjaciel zaatakował „Wąwóz” pociskami dymnymi, początkowo myślano, że to gaz, por. Chludziński rozkazał założyć maski i udać się do przedziału przeciwchemicznego. Tak też zrobiono. Jako ostatni maskę zakładał plut. Sprycha i to on zorientował się, że to nie gaz, tylko dymy bojowe; gdy wyjrzał przez otwór strzelniczy, zobaczył przemykające w kierunku armaty ppanc. cienie. Natychmiast otworzył ogień, cienie zniknęły. Potem ponownie niemieccy szturmowcy podeszli pod bunkier i podobnie zostali zatrzymani granatami i ogniem z karabinu maszynowego. Tym razem strzelał kpr. Midor, a plut. Sprycha podawał amunicję. Alarm gazowy odwołano. To, że dym wywołał „kontrolowaną panikę”, nie było zaskakujące, gdyż szkolenie ówczesnej armii opierało się na doświadczeniach I wojny światowej, podczas której wojna gazowa stała się rzeczywistością. W schronie zrobiło się duszno, por. Chludziński nakazał wywietrzyć go, co poprawiło sytuację. W nocy kilka razy atakowany był „Wędrowiec" d-cy kompanii kpt. Siemika.

3 września niedziela

3 września nad ranem zauważono leżące przy schronie ciała dwóch niemieckich żołnierzy. Był to pewnie efekt nocnej strzelaniny plut. Sprychy. Po niemieckim przygotowaniu artyleryjskim st. szer. Polak zlokalizował gniazdo oporu nieprzyjaciela i ogniem swego działka je zlikwidował. Około godziny 8:00 Niemcy zaatakowali wszystkie forty, o godzinie 8:30 padł znajdujący się na zachodnim brzegu Soły bunkier „Włóczęga" por. Mariana Małkowskiego. Około południa w „Wąwozie” niespodziany wybuch ładunku zniszczył lufę armaty. Ładunek na lufę zarzucił skrycie niemiecki szturmowiec i definitywnie unieruchomił jedyne w schronie działo. Zniszczeniu uległ także ckm (mogło to nastąpić kilka godzin później). Niemcy mieli swobodę działania, niezagrożeni ostrzałem podciągnęli swoje armaty do strzelania na wprost i ponowili ataki na osamotnionego „Wędrowca". Ten wytrwał do godziny 17:00. W „Wąwozie” nie zauważono białej flagi z „Wędrowca”, dlatego gdy wróg podszedł pod ten schron, z „Wąwozu” padły strzały. Chludziński zorientowawszy się, że „Wędrowiec” kapituluje, zabronił strzelać do przyjmujących kapitulację Niemców. Załoga „Wędrowca” z rannym dowódcą 151 kompanii dostała się do niewoli. W tym czasie obsada „Wąwozu” nie była atakowana, por. Chluciński widząc, że pozostał sam i mając na uwadze, że wśród jego podwładnych są zwolennicy kapitulacji, przeprowadził sondaż, co do podjęcia decyzji o zaprzestaniu walki. Ponieważ większość była za kontynuacją obrony, postanowił trwać na stanowisku bojowym. Niedługo po tym Niemcy rozpoczęli przygotowania do zdobycia „Wąwozu”. Artyleria niemiecka stale zadymiała, widoczność była ograniczona. Przy otworze z zamocowanym na stałe ckm-em skierowanym na Żabnicę stał żołnierz, pod ten otwór strzelniczy niepostrzeżenie podszedł szturmowiec. W tym czasie ze swego stanowiska ostrzał z rkm-u prowadził kpr. Edward Pawłowski, eliminując dowodzącego podchodzącymi pod schron szturmowcami. Zaraz po tym rozległ się krzyk rannego żołnierza, otóż ów niemiecki szturmowiec wsadził rękę do środka schronu i wypalił w kierunku polskiego strzelca. Niemal równocześnie pocisk niemiecki zniszczył ckm kpr. Pawłowskiego, kapral na krótko stracił świadomość. Nastała pozorna cisza; wykorzystując nastanie wieczoru, około godziny 18:30 nieprzyjaciel po dokonaniu odwiertów w skorupie schronu podjął próby jego zniszczenia metodą wybuchową. Schronem wstrząsnęły wybuchy założonych ładunków. Na szczęście okazały się za słabe. Spokojny Chłudziński siedział na skrzynce amunicji, plut. Pawłowski zwrócił mu uwagę, że to niebezpieczne, na to dowódca schronu odparł, że usiadł tam „dlatego, aby się długo nie męczyć”.

Opuszczenie „Wąwozu”

Między godziną 22:00 a 23:00 zapadła decyzja co do dalszej obrony, w trakcie wspólnych rozważań z podoficerami por. Chludziński zdecydował się opuścić z załogą schron i wyrwać się z osaczenia. Są dwie różne wersje opisujące wyjście z „Wąwozu”. Pierwsza mówi, że obrońcy wymknęli się grupkami; druga, że wyszli razem. Według wersji plut. Sprychy teren przed opuszczeniem schronu został sprawdzony przez strz. Józef Karczmarczyka, który wyszedł na zewnątrz przez z trudem odryglowane drzwi i upewniwszy się, że droga jest wolna, dał znak do wyjścia. Załoga początkowo czołgając się, udała się w kierunku północno- wschodnim w okolicę Żabnicy. Natomiast według kpr. Edwarda Pawłowskiego, to on miał sprawdzić, jakie są możliwości opuszczenia schronu, strzelając do trzech podchodzących pod schron Niemców, z których jednego zastrzelił. Potem grupkami obrońcy wymknęli się na zewnątrz… Opuszczenie schronu mogło wyglądać typowo po żołniersku, tj. tak jak opisuje kpr. Izydor Midor: Chludziński zarządził ostatnią zbiórkę załogi, wszystkim żołnierzom służby czynnej wypłacił żołd. Mając dane, że droga jest wolna, skrycie (grupkami lub całością) obrońcy opuścili „Wąwóz”. Wychodząc, zniszczono to, co Niemcom mogło być przydatne, zabrano zamki i broń osobistą. W schronie pozostał jedynie ranny strzelec, który nie chciał być ciężarem dla kolegów. Ponoć wydostał się na własną rękę i w kartoflisku znaleźli go miejscowi mieszkańcy, zaopiekował się nim gajowy z Żabnicy. Dalej było jak w relacji plut. Spychy. Po dotarciu w rejon Żabnicy dowódca rozwiązał pododdział, radząc swoim podkomendnym udać się do domów i czekać na rozwój wydarzeń (większość z nich pochodziła z rejonu walk, mieli tu rodziny, krewnych). Niewykluczone, że nastąpiło to w schronie po wypłaceniu żołdu. Była to decyzja rozsądna, ale nieodpowiadająca heroicznej tradycji narodu, ponieważ był to dopiero czwarty dzień wojny, za ten krok zamiast orderu groził mu sąd wojenny. Chludziński znalazł się w grupie plut. Pawłowskiego, jednak po przespanej nocy udał się w nieznanym kierunku.

Przez wiele lat nie było wiadomo, co się z nim stało, podejrzewano nawet, że podobnie jak jego podwładni, po opuszczeniu schronu udał się w rodzinne strony. Po ujawnieniu list katyńskich okazało się, że dostał się do radzieckiej niewoli, był więziony obozie jenieckim w Starobielsku. Rozstrzelany został w Charkowie w kwietniu 1940 r.

Kontrowersje – próba wyjaśnienia

W wielu opracowaniach dotyczących Węgierskiej Górki schron „Wąwóz” przedstawiono jako ten, który milczał. Miało to wpłynąć destrukcyjnie na obrońców „Wędrowca”, w którym przebywał dowódca kompanii, co zresztą on potwierdzał. Drugim argumentem jest stosunkowo dobry stan schronu po zakończeniu działań, tzn. brak dobitnych śladów uderzeń niemieckiej artylerii. Inni jako powód milczenia „Wąwozu” podają przedwczesne zniszczenie armaty i ciężkiej broni maszynowej. Tymczasem w książce” Obrońcy Węgierskiej Górki” z 2004 r. autorzy cytują niezależne relacje czterech podwładnych Chludzińskiego,  potwierdzające prowadzenie walki przez załogę schronu. Spośród tej czwórki jedynie plut. Józef Sprycha krytycznie wyraża się o swoim dowódcy, zarzucając mu bierność, apatię oraz brak rozkazodawstwa. Nie potwierdza tego kpr. Edward Pawłowski, któremu ruchliwość porucznika przeszkadzała. Sprycha, rysując negatywny obraz Chludzińskiego, przy okazji lansuje siebie jako faktycznego dowódcę załogi, co mu się propagandowo udało. Jest to absurd, ponieważ wszystkie zasadnicze decyzje jakie miały wpływ na obronę schronu do godzin nocnych 03.09.1939 r. były wydane przez ppor. Chludzińskiego. On też rozkazał opuścić schron i rozwiązał pododdział, nakazując żołnierzom udać się do domów. Te kontrowersyjne decyzje były niezwykle ważne, ponieważ uratowały im życie. On sam postąpił inaczej, gdyż jak oznajmił na ostatniej zbiórce, zamierzał przedzierać się na Węgry (wg kpr. Midora). Pretensje kpt. Sernika do braku wsparcia ze strony „Wąwozu” też są w pełni uzasadnione. Kapitan a nie ppor. Chludziński był dowódcą kompanii i odpowiadał za system dowodzenia. Tymczasem każdy dowódca schronu prowadził walkę na własną rękę bez możliwości komunikowania się z dowódcą. Mając podwładnych, odpowiadali za ich życie. Posiadając do własnej dyspozycji środki walki, Chludziński musiał zużywać je racjonalnie. Wiadomo, że amunicja w „Wąwozie” była na wyczerpaniu. To, że „Wąwóz” nie strzelał, kiedy Sernik chciał, nie jest winą dowódcy tego schronu, a co do braku widocznych śladów działania artylerii na skorupie schronu odpowiedź jest tylko jedna. „Wąwóz’ miał być ostatni do zdobycia i ślady na pewno by się pojawiły, gdyby do tego doszło, jednak nim się zaczęło, Niemcy nie mieli co zdobywać. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że „Wąwóz” bronił się tak jak potrafił i w sposób, jaki wymuszał na nim nieprzyjaciel, co potwierdzają rany odniesione w walce przez jego dwóch obrońców, relacje których ukazują (może trochę przesadnie) dynamikę tej walki. Ppor. Czesław Chludziński przeszedł drogę dorosłego życia od nieokiełzanego słuchacza Centralnej Szkoły Straży Granicznej poprzez kontrowersyjnego komendanta Komisariatu Brzeźno do w pełni odpowiedzialnego dowódcy schronu „Wąwóz”. Na tym, w hierarchii wojskowej, niskim stanowisku przeszedł do historii wojny obronnej Polski, bo Węgierska Górka obok Westerplatte, Helu i Wizny znalazła się w panteonie tej wojny. Dzięki tym faktom z jego biografii śmiało można porównać go do sienkiewiczowskiego Kmicica. Jednak literacki bohater, w przeciwieństwie do Chludzińskiego, miał to szczęście, że mógł cieszyć się i czerpać radość w służbie Rzeczypospolitej. Chludziński w tej służbie zapłacił cenę najwyższą tak jak wielu innych, z którymi się kiedyś zetknął. Spośród nich wójt gminy August Lew-Kiedrowski został rozstrzelany przez Niemców, proboszcz ks. Ksawery Gabrych zginął w Dachau, kierownik szkoły ppor. rez Franciszk Hinz poległ w obronie Warszawy, a komendant posterunku PP przodownik Leon Cherek* zginął od radzieckiej kuli, zamordowany wraz z innymi polskimi policjantami w 1940 r. w Twerze. Jedynie losy aspiranta SG Afeltowicza nie są znane. Jeden fakt pozostaje niezmiennym – Chludziński zginął śmiercią męczeńską za Polskę.

                                                                                                         Andrzej Szutowicz

*Leon Cherek przodownik PP, syn Franciszka i Marii ur. 11.11.1895 r. w Lubikach. W Policji od 1920 r. Zamordowany przez NKWD w Twerze w 1940 r. Przez Prezydenta RP mianowany na stopień aspiranta Policji Państwowej.

                                                                                                 Andrzej Szutowicz

Literatura i źródła

Władysław Stanisławski Historia płonącego pogranicza cz.52. Komisariat Brzeziny . Zbliżenia 1984 r.

Władysław Stanisławski Historia płonącego pogranicza cz.40.Dzieje jednej fotografii. Zbliżenia. 1984 r.

Władysław Stanisławski Historia płonącego pogranicza cz. 53 .Ucieczki i powroty..Zbliżenia .1984 r.

Archiwum Straży Granicznej Szczecin. Opis Służbowy Czesław Chludziński. Nr.416/25.

Archiwum Straży Granicznej Szczecin Kronika za 1938 r. Pom.IOSG syg.493/102

Archiwum Straży Granicznej Szczecin Kronika za 1937 r, Pom.IOSG syg 493/101

Archiwum Straży Granicznej Szczecin Kronika za 1936 r, Pom.IOSG syg 493/100

Maria Rogenbuk. Materiały własne

Zbigniew Talewski .Materiały archiwalne

Teofil Ciochosz. Brzeźno Szlacheckie. Maszynopis.

plut .Józef Sprycha, kpr Józef Polak, kpr. Izydor Midor, kpr. Edward Pawłowski relacje zawarte w: Zarwański Michał Suchanek Stanisław Suchanek Piotr, Obrońcy Węgierskiej Górki wydanie V uzupełnione i poprawione. Węgierska Górka 2004. Interfon. s.152 - 179.

Zarwański Michał Suchanek Stanisław Suchanek Piotr, Obrońcy Węgierskiej Górki wydanie V uzupełnione i poprawione. Węgierska Górka 2004. Interfon. s.94-99

http://www.radaopwim.gov.pl/media/pliki/Ksiega_Cmentarna_Miednoje_Tom1.pdf

http://rozsypane.blogspot.com/2009/03/69-rocznica-obrony-wegierskiej-gorki.html

http://wiadomosci.pniewy.org/index.php?option=com_content&task=view&id=3113&Itemid=51

http://www.poszukiwania.pl/portal/modules.php?name=News&file=print&sid=308

http://www.muzeumkatynskie.pl/pl/30219/11387/fotografia_czeslawa_chludzinskiego_mk_475_ic.html

http://www.katedrapolowa.pl/ofiary_z.php?strona=34&imie1=&imie2=&nazwisko=&miejsce=

http://www.ulicaturystyczna.pl/38-schrony-bojowe.html

http://pl.wikipedia.org/wiki/Kompania_Forteczna_%22W%C4%99gierska_G%C3%B3rka%22

http://www.fortyck.pl/faq_tk_slownik.htm

http://www.wegierska-gorka.opg.pl/westerplatte-poludnia,115.html

http://www.cisiec.com/zdjecia/obronawgmapa2.jpg http://eksploratorzy.com.pl/viewtopic.php?f=36&t=753

http://geoportal.pgi.gov.pl/portal/page/portal/pgi-ow/geologia/historia




                                              

© 2020 Straż Graniczna 1928 - 1939